Wiele lat temu przeczytałem, że w przypadku problemów w firmie pierwsze, co robi organizacja, to ucina pieniądze na marketing i szkolenia.
O marketingu ciężko mi coś napisać, ale w przypadku szkoleń – mogę potwierdzić.
Moja współpraca z wieloma firmami nie zaczęła się właśnie z tego powodu, że firma była w kryzysie. Zatem rozwój jest ważny, szkolenia by się przydały, ale nie zrobimy tego teraz, bo nie mamy pieniędzy.
Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, jak wygląda rynek szkoleniowy i sam mam wątpliwości, po co są realizowane niektóre szkolenia. Brak zdefiniowanej potrzeby szkoleniowej, brak otwartości grupy na rozmowę, wymianę doświadczeń podczas zajęć lub po prostu słaby trener, to dowody na to, że szkolenia nie mają sensu.
Pewnie i do mojej pracy można byłoby się przyczepić i stwierdzić, że niektóre realizacje były po prostu nieudane. Jestem w stanie to przyjąć. Co więcej, szkolenie nie zawsze oznacza rozwój. Dlatego jeśli firma nie wydaje pieniędzy na szkolenia, to jest to często zrozumiałe i nie oznacza, że nie rozwija swoich ludzi. Jest przecież mnóstwo innych sposobów.
Gorzej, gdy osoby decyzyjne w organizacji czują, że szkolenia są ważne i pomagają, ale ze względu na kryzys w firmie nie chcą generować kolejnych kosztów. Widzę tutaj pewną niespójność, bo jeśli pomagają, to chyba tym bardziej w kryzysie? Czy wtedy już nie?
Współpracuję obecnie z kilkoma dużymi podmiotami. W jednej z firm pojawił się pół roku temu dość duży pożar. Na tyle istotny, że przerwaliśmy współpracę i nie szkolę już tam menedżerów. Będąc precyzyjnym – nie szkoliłem do wczoraj, ale o tym za chwilę.
Od dawna już aktywnie nie sprzedaję swoich szkoleń. Publikuję treści na LinkedIn, niektórzy czytają moje artykuły, później się kontaktują i tak pozyskuję klientów. Coś mnie jednak ostatnio tknęło i napisałem do ważnych ludzi w tej firmie, że może właśnie szkolenie w kryzysie, to może coś najlepszego, co możemy zrobić właśnie teraz. Przecież nie tylko menedżerowie wyższego szczebla rwą sobie włosy z głowy, by wyjść z trudnego momentu. Dotyczy to wszystkich menedżerów i niemal każdego pracownika. To nie jest tak, że gdy firma ma kryzys, to zarządy się martwią, ale reszta ma to gdzieś.
Tylko, że zarządy mają często jakąś moc sprawczą, a pracownicy oprócz wykonywania zadań, są często pozostawieni sami sobie. Bez istotnych informacji, bez nadziei na zmianę, bez poczucia, że coś mogą zrobić.Nie wiedzą, jak będzie wyglądać ich sytuacja i sytuacja całej organizacji.
Zarządy dojrzewają już do tego, by nie bać się powiedzieć głośno, że rzeczywiście w firmie pracownicy są NAJWAŻNIEJSI. Kiedyś nie było to oczywiste. Dzisiaj jest… bardziej. Tylko czy to czasem nie jest puste hasło?
Czasem spotykam się z taką sytuacją, że nie firma się ze mną kontaktuje, ale poszczególni menedżerowie, którzy ze swoich prywatnych środków inwestują w siebie, by poradzić sobie w kryzysowej sytuacji. Jest to dowód na to, że szkolenie/mentoring/coaching jest przydatnym narzędziem również, a może przede wszystkim w takim czasie.
Poniżej kilka tematów, które przepracowuję obecnie z moimi klientami:
- jak dobrze i skutecznie wdrożyć pracownika do organizacji, by został z firmą na dłużej,
- jak zbudować swoją asertywność, mimo obaw o utratę pracy
- jak odnaleźć się w sytuacji współpracy z szefem furiatem,
- jak radzić sobie z młodą kadrą, która bardzo konkretnie i rzeczowo podchodzi do pracy, ale nie daje z siebie nic ekstra,
- jak zarządzać zespołem, w którym każdy marzy o byciu kierownikiem,
- jak radzić sobie z zespołem, który wymaga więcej empatii, a ja jako menedżer w ogóle tego nie czuję,
- jak wynegocjować podwyżkę dla siebie i swojego zespołu,
- jak delegować zadania, kiedy nie do końca ufam, że moi ludzie zrobią to dobrze,
- jak zbudować swoją pozycję w organizacji, gdy mam wrażenie, że nie jestem w ogóle potrzebna i generuję tylko koszty.
Czy wymienione przeze mnie problemy “znikają”, bo mamy kryzys w organizacji? One bardzo często jeszcze się pogłębiają i powodują kolejne problemy i niedogodności w funkcjonowaniu. Dlatego, jeśli firma rzeczywiście ma problemy, to przez kilka/kilkanaście/kilkadziesiąt tysięcy złotych wydanych na szkolenia ta sytuacja nie pogłębi się jakoś drastycznie. A może to być być pierwszy ważny krok do dobrej zmiany.
Tak, wiem. Diabeł tkwi w szczegółach . Nie wszystko jest takie oczywiste, ale chciałem się z Wami podzielić moimi spostrzeżeniami, jak błędne może być myślenie, że w obliczu trudnej sytuacji w organizacji nie ma sensu realizować projektów rozwojowych.
Napisałem wcześniej, że współpraca z jedną z firmą została przerwana pół roku temu i to trwa do dziś. To znaczy do wczoraj. Jestem właśnie w przededniu realizowania cyklu szkoleń dla tej firmy. To, co ich ostatecznie przekonało, to fakt, że: szkolenia to obecnie jedyny konkretny bonus, który możemy dać pracownikom, ale może i najlepszy, bo będą mogli na chwilę się zatrzymać, przemyśleć, jak poprawić swoje działanie w niektórych obszarach i wreszcie – naładować baterie.
I naprawdę nie w tym rzecz, by firmy wydawały ostatnie pieniądze na projekty szkoleniowe i nabijały kieszeni takim gościom jak ja. Jeśli rzeczywiście wierzymy w to, że pracownicy są największą wartością w organizacji, to ten slogan nie zmienia się wraz ze zmianą sytuacji w organizacji. A szkolenie lub inna metoda wspierająca pracownika jest jak najbardziej potrzebna.
Zachęcam do refleksji i życzę odwagi w podejmowaniu decyzji, mimo istotnych barier.
Jeśli spodobał Ci się ten wpis, możesz wesprzeć moją twórczość, stawiając mi wirtualną kawę: https://buycoffee.to/jaroslawbien 😊
Jest kryzys? Nie ma szkoleń!
Wiele lat temu przeczytałem, że w przypadku problemów w firmie pierwsze, co robi organizacja, to ucina pieniądze na marketing i szkolenia. O marketingu ciężko mi coś napisać, ale w przypadku szkoleń – mogę potwierdzić.
Bez wdrożenia nie ma super pracownika
Rozmawiam z menedżerem średniego szczebla w firmie X. Osobą, która w oczach zarządu jest jedną z najbardziej utalentowanych w tej firmie. Pracowity, skuteczny, zaangażowany, etc. Generalnie WZÓR. Rozmawiamy o tym, jak wygląda w jego zespołach temat wdrożenia nowych pracowników. Zapada cisza.
Kierowniku, naprawdę nie musisz wszystkiego wiedzieć!
Dziś o tym, że zaakceptowanie swoich niedoskonałości menedżerskich, to pierwszy ważny krok do rozwoju w tej roli. Brzmi banalnie, ale z mojego doświadczenia jest o czym pisać i mówić. Zapraszam do lektury.
Pracowniku, do kogo po podwyżkę?
Jesteś super pracownikiem! Tak o sobie myślisz. Uważasz, że należy ci się podwyżka. Co robisz, gdy twój przełożony jej Ci nie da? Obrażasz się i pracujesz… źle? Szukasz innej pracy? Czy… idziesz z tym do kogoś wyżej? A gdzie lojalność, podległość służbowa, współpraca oparta na zaufaniu?
Super Kierownik i Super Pracownik to ludzie, którzy… się znają!
Są takie firmy i uwaga – nie jest ich wcale tak mało, w których relacja między pracownikiem a kierownikiem jest… żadna. Ci ludzie po prostu się nie znają. I tu nie chodzi o to, czy wiedzą o sobie tyle, by powiedzieć, jakie kto ma pasje, ile dzieci i jak lubi spędzać wakacje. Chociaż pewnie nie zaszkodzi i to wiedzieć, pod warunkiem że strony chcą o tym mówić.
Kierowniku! Skup się na TYCH pracownikach, którzy chcą z Tobą współpracować!
Czasem na sali szkoleniowej słyszę zdania: “kiedyś byłem za dobry dla ludzi, zawiodłem się i zmieniłem swoje podejście – z pracownikami trzeba krótko”.