Zacznijmy od historii awansu na kierownika.
Bardzo często do awansu na menedżera wystarczy, że ktoś jest dobrym fachowcem, a do tego nieźle zorganizowanym człowiekiem. Fajnie też, gdy ma posłuch wśród ludzi. Chociaż z tą ostatnią umiejętnością bywa różnie. Jeśli jednak spełnione są dwa pierwsze kryteria, jest duża szansa na zmianę stanowiska.
Często się dzieje tak, że dany kierownik w swojej karierze nie przeszedł nigdy żadnego szkolenia i nie miał żadnego wsparcia w kierunku zarządzania zasobami ludzkimi. I może dobrze, wszak nie wszyscy muszą się rozwijać w salkach szkoleniowych. Mógł mieć po prostu w sobie “to coś” i to wystarczyło 😊
Gorzej, jeśli tak nie jest i z czasem zarządzanie procesami, ludźmi oraz skala odpowiedzialności zaczyna męczyć, a w rezultacie przerasta samego zainteresowanego.
Zawsze przecież może z kimś pogadać, tylko z kim?
Jeśli dany menedżer ma wśród kadry kierowniczej tzw. bratnią duszę, to mogą wymieniać się swoimi spostrzeżeniami i wzajemnie wspierać. To bardzo często dużo daje i nierzadko wystarcza.
Należy jednak pamiętać, że jako ludzie jesteśmy różni i mamy różne temperamenty. Dlatego coś, co działa u kolegi/koleżanki, nie musi działać u nas. Wtedy, nie mając nikogo zaufanego wśród pozostałych kolegów kierowników zaczynamy mieć problem.
Najgorsze to wyżalać się swoim pracownikom na swój ciężki los. To mało rozsądny sposób rozwiązania sprawy. Kierownik nigdy nie będzie do końca zrozumiany. Wystarczy to, że inaczej zarabia, ma większe profity, a tak w ogóle przecież nie musi być kierownikiem.
Do tego warto pamiętać, że wśród pracowników zdarzają się spory i konflikty, również o to, jakie każdy z nich ma wyobrażenie na temat idealnego menedżera.
Często kierownik znajduje sobie wśród pracowników jedną osobę, której mówi więcej. To oczywiście jest źle odbierane przez pozostałą kadrę i rodzi kolejne konflikty. Człowiek bliski menedżerowi, to w postrzeganiu pozostałych „lizus” i „donosiciel”. Tym samy wszystkie poważne rozmowy milkną w obecności „przyjaciela” kierownika. Z drugiej strony, menedżer często czerpie wiedzę o swoich ludziach od najbliższej osoby, jednak ta wiedza jest mocno niesprawdzona.
Jeden z powodów podałem wyżej, a kolejnym są sytuacje, w których ulubiony pracownik opisując historię o pozostałych kolegach, zawsze SIEBIE przedstawia w jak najlepszym świetle.
Zatem mamy awans specjalisty na kierownika, bez szkoleń i wsparcia ze strony pozostałych menedżerów i z wątpliwymi radami „swojego” pracownika.
Kto jeszcze jest kołem ratunkowym?
Oczywiście bliscy. I tu jest kolejnyszkopuł. Wyobraźmy sobie scenę, w której kierownik wraca wykończony do domu i mówi do bliskiej osoby, że ma tego wszystko dość i chyba rzuci tę robotę.
Nawet przy najlepszych intencjach w głowie bliskiej osoby pojawia się myśl, że na skutek takiej decyzji, jako rodzina będziemy mieli ciężej. A tak w ogóle, to pewnie jest to tylko słaby dzień mojego partnera/mojej partnerki. Efekt? Nasz kierownik otrzymuje wszelkiego rodzaju rady dotyczące „zgaszenia pożaru” na tyle skutecznie, by następnego dnia ruszył z werwą do pracy 😉
Kierownik z czasem dochodzi do wniosku, że rodzina też go do końca nie rozumie, bo co mu z tego, że się wygada, skoro nie może rzeczowo porozmawiać na temat tego, co by było, gdyby jednak to wszystko rzucił.
Dlatego i bliscy mogą nie być cennym wsparciem dla stabilnego funkcjonowania danego kierownika.
Często, gdy pracuję z menedżerem 1:1 na przykład na temat zarządzania ludźmi, to czy tego chcę czy nie, słyszę duuuużo o tym, jak jest mu ciężko i jak ta praca jest przytłaczająca.
Jeśli widzę, że jest nieciekawie, zachęcam do skonsultowania się ze specjalistą, który zajmie się jego emocjami. Same wskazówki i dobre praktyki dot. zarządzania pracownikami mogą tu nie wystarczyć.
Samotność nie dotyczy tylko osób starszych, ale także tych, które w swojej roli np. zawodowej zaczynają się gubić.
Być może jako pracownik od dziś inaczej będziesz postrzegał swojego szefa.
Jeśli jesteś kierownikiem, a ten artykuł jest o tobie, to może dobry moment na działanie? Problem sam nie zniknie, a szkoda byłoby przeżywać resztę zawodowego życia w takim stanie.
A! I nie od razu trzeba wyjeżdżać w Bieszczady 😉
Powodzenia!