Rozmawiam z menedżerem średniego szczebla w firmie X. Osobą, która w oczach zarządu jest jedną z najbardziej utalentowanych w tej firmie. Pracowity, skuteczny, zaangażowany, etc. Generalnie WZÓR.
Rozmawiamy o tym, jak wygląda w jego zespołach temat wdrożenia nowych pracowników.
Zapada cisza.
Po czym słyszę: no wiesz, generalnie to rola bardziej doświadczonych pracowników, którzy powinni zaopiekować się “młodym”, ale nie mam tutaj żadnych standardów, które opisują jak powinno to być robione. Generalnie nie wchodzę w to jakoś szczegółowo. Wiesz, jak jest dobry, to sobie poradzi, a jak nie, to i tak nie ma co szukać w tej branży roboty.
Zgoda. Branża należy do niełatwych, również jeśli chodzi o dostępność pracowników. Co oznacza, że każdy nowy pracownik, to często “owoc” wielotygodniowej pracy działu HR, przy wykorzystaniu różnych sposobów rekrutacji i ponoszeniu niemałych kosztów. Później ów jegomość “złowiony” w sieć, trafia do zespołu najlepszego kierownika w firmie i jest … pozostawiony praktycznie sam sobie.
Wy w HRach to nic innego byście nie robili, tylko wdrażali i głaskali tych ludzi po głowie za to, że w ogóle przyszli do pracy – czasem słyszę takie teksty albo: znajdźcie wreszcie takich, co są ogarnięci i nie trzeba ich prowadzić za rączkę. Ja w ich wieku to…
Mam czasem wrażenie, że im więcej podcastów i treści (w tym moich) na ten temat, tym… wcale nie jest lepiej. Może i świadomość jest większa, ale co z tego? Ja nadal słyszę takie słowa, żeby przestać głaskać tych ludzi, bo na kogo oni wyrosną.
Czasem udaje mi się dotrzeć do menedżerów, gdy schodzimy na życie prywatne. Rozmawiamy o tym, jaką opieką otaczamy nasze dzieci i to jaką opieką my byliśmy otaczani. Wtedy część kierowników, jeśli ma to już w jakiś sposób przepracowane, komunikuje, że rzeczywiście czasy są inne, że nie można ich porównywać do tego, jak my mieliśmy kiedyś, że to, co kiedyś, to nie zawsze było dobre, że to, co dziś też nie jest do końca dobre, ale nie wszystko jest ZŁE, itd. Mam wtedy do czynienia z osobami, które ważą każde słowa, tłumaczą, że to wszystko nie jest takie proste i trzeba tu większego namysłu, by wprowadzać swoje dzieci w dorosły świat.
Ten sam menedżer – kiedy przechodzimy do świata zawodowego – nagle dokonuje volty i uruchamia się w nim “zimny gość”, który nie tłumaczy ludzi z ich postaw, tylko oczekuje konkretnego pracownika, świadomego i gotowego do pracy “od zaraz”. Nieważne, że jest prosto po studiach. “Nowy” musi umieć, chcieć i walczyć, by przetrwać. Niesamowite.
Zakładam, że na nowo zatrudnionego pracownika czeka miejsce pracy. Otrzymuje on stosowane narzędzia do tego, by wypełniać powierzone mu obowiązki. Z tym też bywa różnie, ale załóżmy, że otrzymał wszystko to, co teoretycznie pozwala pracować.
Jak powinny wyglądać jego pierwsze tygodnie?
Dobrze byłoby, gdyby ktoś opowiedział mu więcej o firmie, zapoznał ze strukturą, personelem, etc. To zazwyczaj, lepiej lub gorzej też się dzieje.
Problem często tkwi w kroku następnym. Często “młody” dostaje zadania o bardzo różnym stopniu skomplikowania, bez zbędnego tłumaczenia, po co on to robi. Tzn. jakie znaczenie ma to zadanie dla niego, dla zespołu i w ogóle dla firmy. Jak jest bystry, to się domyśli, a jak nie to… wiadomo. Zresztą pisałem już o tym.
Czy naprawdę tak ciężko przed przyjściem “nowego” trochę się przygotować, poukładać zadania, które będzie wykonywał, pomyśleć o celu w jakim jest powołane jego stanowisko? A następnie wytłumaczyć mu, czemu ma to coś robić i na bieżąco monitorować jego pracę, by wspierać i dawać regularny feedback? Jeżeli coś robi dobrze, to niech otrzymuje za to konkretne pochwały. Nie bój się. Nie “obrośnie w piórka”, bo przecież robi również dużo błędów. Tylko, że musi o tym wiedzieć i o tym, że mu pomożesz ich uniknąć w przyszłości.
Ja wiem. Każdy zabiegany. Nie ma czasu kiedy załadować. Tylko, że pierwszy okres pracy “nowego”, to kluczowy moment dla wszystkich. Dla zespołu – czy potrafi zaopiekować się “nowym” i dla “nowego” – czy chce tu być. Bardzo podoba mi się ta mądrość, że “nowy” zatrudniony na 6 miesięcy, po 3 miesiącach szuka już nowej pracy, a z kolei menedżer po 3 miesiącach dopiero przystępuje do obserwowania młodego i jego oceny, czy nadaje się do tej roboty.
Tutaj nie ma wielkiej filozofii. Tworzysz zespół. Masz pod sobą ludzi, więc podzielcie się zadaniami tak, by “nowy” czuł się zaopiekowany i wdrożony. Tak, by obie strony miały szansę uczciwie się ocenić po jakimś czasie i zdecydować, czy warto ze sobą dalej pracować. Tylko DAJCIE SOBIE SZANSĘ. Bez dobrego wdrożenia to niemożliwe!
Zachęcam do refleksji i wprowadzenia korekt we wdrażaniu pracownika. Tylko i aż korekt. Powodzenia!
Jeśli spodobał Ci się ten wpis, możesz wesprzeć moją twórczość, stawiając mi wirtualną kawę: https://buycoffee.to/jaroslawbien 😊
Jest kryzys? Nie ma szkoleń!
Wiele lat temu przeczytałem, że w przypadku problemów w firmie pierwsze, co robi organizacja, to ucina pieniądze na marketing i szkolenia. O marketingu ciężko mi coś napisać, ale w przypadku szkoleń – mogę potwierdzić.
Bez wdrożenia nie ma super pracownika
Rozmawiam z menedżerem średniego szczebla w firmie X. Osobą, która w oczach zarządu jest jedną z najbardziej utalentowanych w tej firmie. Pracowity, skuteczny, zaangażowany, etc. Generalnie WZÓR. Rozmawiamy o tym, jak wygląda w jego zespołach temat wdrożenia nowych pracowników. Zapada cisza.
Kierowniku, naprawdę nie musisz wszystkiego wiedzieć!
Dziś o tym, że zaakceptowanie swoich niedoskonałości menedżerskich, to pierwszy ważny krok do rozwoju w tej roli. Brzmi banalnie, ale z mojego doświadczenia jest o czym pisać i mówić. Zapraszam do lektury.
Pracowniku, do kogo po podwyżkę?
Jesteś super pracownikiem! Tak o sobie myślisz. Uważasz, że należy ci się podwyżka. Co robisz, gdy twój przełożony jej Ci nie da? Obrażasz się i pracujesz… źle? Szukasz innej pracy? Czy… idziesz z tym do kogoś wyżej? A gdzie lojalność, podległość służbowa, współpraca oparta na zaufaniu?
Super Kierownik i Super Pracownik to ludzie, którzy… się znają!
Są takie firmy i uwaga – nie jest ich wcale tak mało, w których relacja między pracownikiem a kierownikiem jest… żadna. Ci ludzie po prostu się nie znają. I tu nie chodzi o to, czy wiedzą o sobie tyle, by powiedzieć, jakie kto ma pasje, ile dzieci i jak lubi spędzać wakacje. Chociaż pewnie nie zaszkodzi i to wiedzieć, pod warunkiem że strony chcą o tym mówić.
Kierowniku! Skup się na TYCH pracownikach, którzy chcą z Tobą współpracować!
Czasem na sali szkoleniowej słyszę zdania: “kiedyś byłem za dobry dla ludzi, zawiodłem się i zmieniłem swoje podejście – z pracownikami trzeba krótko”.