Poznajcie Darię.
Daria jest perfekcyjna w tym co robi, świetnie sobie radzi, pracuje niemal 24/7.
Czuje się potrzebna, sprawdza się w nowym zadaniach, jej przełożeni wiedzą, że „dowozi” tematy, więc korzystają z tego garściami.
Daria osiągnęła sukces, tylko nie zauważyła, że luty już minął, a pojawił się marzec.
Ma słabsze dni, trochę je przepłacze, później się pozbiera i znowu na „karuzelę”.
Gdzie jest granica?
Czytam jeden z postów, w którym człowiek pisze, iż współczesny świat wymaga od nas dostępności 24/7 i nie ma w tym nic złego.
Przecież internet jest wszędzie, a smartfon to wspaniałe narzędzie, w którym można zrobić niemal wszystko, zatem praca 8 godzin i do domu jest dla jakichś starców 😉
Jestem świadkiem tego, jak dyrektor kolejny wieczór dzwoni do żony, by powiedzieć jej o tym, że musi kolejną noc zostać na delegacji, bo jest TUTAJ potrzebny. Widzę, jak ciężko mu wyjść z „amoku” pt. praca. Jak mało go interesuje cokolwiek innego, niż to, że w pracy trzeba ogarnąć kolejny temat. Praca to jego życie. Przecież tak trzeba. Na tym stanowisku nie ma innego wyjścia. Dodatkowo, przecież z czegoś trzeba żyć.
Później rozmawiam z prezesem średniej wielkości firmy, który chwali swojego kolegę z konkurencji, mówiąc, że “On to dopiero odniósł sukces zawodowy”. W kolejnym zdaniu mówi jednak: „no tak, ale małżeństwo mu się posypało”.
Oglądam ostatnio serial “The Offer” (bardzo polecam fanom Ojca chrzestnego), który pokazuje, jak aspirujący producent robi wszystko, by wyprodukować pierwszy w życiu poważny film, który dziś znają miliony. Poświęcił wiele, aby dzieło mające dziś już ponad 50 lat, powstało i zarobiło miliony.
Tak wiem, są to tylko przykłady, które wcale nie muszą oznaczać, że tak musi być zawsze. Tym bardziej, że dzięki tym ludziom powstają znakomite dzieła (patrz Ojciec chrzestny). No dobrze, może nie zawsze znakomite 😉 Po prostu praca wykonana jest o czasie, a sam zainteresowany jest dumny z tego, że osiągnął określony cel. W końcu raz się żyje.
Pracuję z ludźmi 1:1. To menadżerowie, którzy chcą lepiej zarządzać innymi, ale mają też problemy z zarządzaniem sobą. Lekko już podmęczeni, sfrustrowani, bo przecież najlepsze lata za nimi, dzieci podrosły, żona już zrozumiała, że na pierwszym miejscu jest praca, a co gorsza – ludzie w pracy nie chcą słuchać, podporządkować się, a jeszcze Ci młodzi to już w ogóle nie chcą czerpać z dorobku starszych itd.
Na koniec nie rozmawiamy już o zarządzaniu ludźmi, tylko o frustracji i wypaleniu zawodowym, ale to już robota dla psychologa.
Wiem, że są ludzie na tym świecie, którzy skutecznie łączą jedno z drugim, ale mam poczucie, że po pierwsze jest ich bardzo mało, a po drugie są artystami, którzy jakimś cudem stworzyli coś niemożliwego – dwa sukcesy naraz 😉 tj. zawodowy i prywatny.
Co robić w takim razie?
Zrób, jak chcesz, zachowaj czujność i co jakiś czas, daj sobie prawo do zmiany decyzji – by nie dojść do granicy.
Powodzenia!
Jeśli spodobał Ci się ten wpis, możesz wesprzeć moją twórczość stawiając mi wirtualną kawę: https://buycoffee.to/jaroslawbien 😊