Dziś o tym, że zaakceptowanie swoich niedoskonałości menedżerskich, to pierwszy ważny krok do rozwoju w tej roli. Brzmi banalnie, ale z mojego doświadczenia jest o czym pisać i mówić. Zapraszam do lektury.
Szkolenia grupowe a praca 1:1 z menedżerami to dwie inne dyscypliny sportu. Na grupowych zajęciach można przedstawić jakąś wiedzę, przećwiczyć pewne rzeczy w grupach, ale jeśli menedżerowie pochodzą z jednej firmy, to już wiem, że nie odkryją się do końca. I to też jest ok.
Dlatego super, jak firmę stać na to i ma odwagę, by nie tylko proponować swoim menedżerom zajęcia grupowe, ale też możliwość pracy 1:1. A to dlatego, że szkolenia indywidualne dają dużo większy efekt.
Chociaż i tu są wyzwania. Czas, który musi upłynąć, aby menedżer szczerze zaczął rozmawiać o swoich problemach zawodowych, jest różny dla różnych osób. Dla mnie jako Trenera oczywiście lepiej, gdy przejdziemy szybciej do tego, nad czym możemy popracować, ale też rozumiem, że jeśli ktoś jest po raz pierwszy w takiej sytuacji, to potrzebuje więcej czasu.
To co się dzieje podczas takich spotkań jest warte zacytowania, a słyszę takie słowa od menedżerów:
1. Chyba nie nadaję się na to stanowisko.
2. Nie wiem, jak sobie radzić z pracownikiem X. Mam wrażenie, że to on zarządza zespołem, a nie ja.
3. Nie wiem, czy w ogóle moi pracownicy mnie lubią, akceptują i czy mają ze mną dobrze.
4. Nie da się nie myśleć o pracy, po pracy, za dużo się dzieje.
5. Nie wiem, czy warto w ogóle rozmawiać o tym, z czym mam problem jako menedżer, bo i tak nic z tym się nie da zrobić.
Oczywiście tego rodzaju zdania padają zazwyczaj po jakimś czasie. Najpierw, bardzo często jest wypieranie problemu i pada coś w stylu:
– jakbym miał innych pracowników;
– jakby ta firma płaciła lepiej ludziom, to łatwiej byłoby ich zmotywować,
– jakbym miał innego szefa, to byłoby mi łatwiej przeforsować pewne sprawy,
– ta branża jest specyficzna, jedyna taka, tutaj nie jest to takie łatwe, by coś zrobić,
– i najlepsze: to co mówisz Jarku, to jest całkiem mądre, ale wiesz, to tylko teoria, życie zawodowe wygląda inaczej.
Na ostatnie zdanie mam zawsze tę samą historię tj. taką, że znam wielu kierowników, którzy w dzięki pracy 1:1 (ze mną) znaleźli rozwiązanie i lepiej sobie radzą z tymi wszystkimi w/w sytuacjami. Mówię jeszcze, że w mojej pracy bazuję w znacznej mierze właśnie na tych dobrych praktykach. Ale nie o tym teraz.
Kluczowy moment w pracy z menedżerem to ten, w którym przyznaje on, że nie radzi sobie z czymś i że może rzeczywiście musi nad tym popracować i co ważne – chce spróbować. Nie MUSI, ale chce. Co więcej, nie do końca może wierzy, że się uda coś zmienić, ale naprawdę podejdzie do tego wyzwania na 100% i zrobi wszystko, by sprawdzić, czy się uda.
Czasem przekonanie kogoś do takiej postawy trwa kilka spotkań, ale szczerze mówiąc, to przekonanie jest często ważniejsze i trudniejsze niż każdy kolejny krok. Często słyszę, gdy kończymy współpracę, że jest jeszcze dużo pracy przed nim (mówi menedżer), ale już wie, że nie zejdzie z tej drogi i czuje, że cel, który sobie założyliśmy, jest coraz bliżej.
Pisząc każde zdanie w tym tekście, mam świadomość, że dla wielu czytelników jest to taki tam bełkot coachingowy, który czytali już wielokrotnie. Nic na na to nie poradzę. Nie tylko wierzę, ale doświadczyłem wielokrotnie skuteczności pracy 1:1. Również jako klient takiego procesu. Jeśli jednak nadal to brzmi nieprzekonująco, nie musisz czytać dalej.
Zapytasz: dlaczego w pewnym momencie ludzie zaczynają przyznawać się do tego, że może nie tylko firma i pracownicy są nieodpowiedni, ale może to w nich samych tkwi problem?
Dużo znaczy dla kierowników, gdy mówię, że mają prawo być NIEPRZYGOTOWANI do tego stanowiska. Argumentów jest wiele. Otóż zazwyczaj ten awans jest z dnia na dzień. Nadal, mało która firma wysyła kogoś na szkolenie/studia menedżerskie, by zbudował swój model zarządzania. A jeśli już to robi, to nie z wyprzedzeniem, ale gdy ta osoba już piastuje dane stanowisko. Nawet, jeśli nabędzie wiedzy ze studiówm to ciężko jest jej odwrócić/zmienić zasady, które wprowadziła zaraz po awansie. Oczywiście, jeśli pracujemy 1:1 to mówię, że nie ma nic złego w zmianie zasad. Ważne, by to zakomunikować i wytłumaczyć dokładnie, czemu zmieniane są zasady współpracy.
Jeśli nie ma studiów i menedżer musi sobie radzić sam, to oczywiście korzysta z obserwacji tych, którzy zarządzali nim kiedyś lub obecnie (przełożeni tych menedżerów). Działają też na zasadzie antyprzykładów, tj. będę inny(a) niż mój poprzedni kierownik i to powinno wystarczyć, by było ok. Bo przecież na poprzedniego szefa wszyscy (również ja) narzekaliśmy, zatem wystarczy zmienić zarządzanie o 180 stopni i działa. No właśnie nie działa albo nie zawsze działa.
Gdy zaczynam rozmawiać z menedżerami, że bez opisanego wsparcia mają prawo do niedoskonałości menedżerskich, to widzę ulgę na ich twarzy. Nie znaczy też to, że mają nadal pełne prawo “eksperymentować” na ludziach, stosując często najbardziej skrajne metody. Od dnia, w którym ktoś im powiedział, że mieli prawo nie wiedzieć, powinna się zacząć praca nad… sobą. Oczywiście nie muszą ci wszyscy kierownicy korzystać z moich usług. Mam swój styl pracy i sposób działania, który nie musi im odpowiadać. Zresztą, ja już też nie chcę pracować ze wszystkimi. Ważne jest coś innego, by w ogóle zaczęli pracować nad sobą. Można to robić za pomocą różnych metod wsparcia (mentoring, coaching, psycholog, terapeuta, etc.).
Mogę mnożyć przykłady sytuacji, w których kierownicy z dużą pewnością siebie komunikowali mi, że na pewnym poziomie nie można sobie pozwolić na błędy i w ogóle, że trzeba trzymać fason i być twardym. Tylko że mówili mi to często, będąc w silnych emocjach – pełni frustracji i bezradności.
Naprawdę – kierowniku/ menedżerze – nie musisz wiedzieć wszystkiego, ale warto wiedzieć to, czego nie wiesz i nad czym powinieneś pracować. I zacząć to robić. Znowu zabrzmiało to jak coachingowe gadanie 😉 Powodzenia!
Życzę każdemu, kto dobrnął do końca tego tekstu – owocnych rozmyślań.
Jeśli spodobał Ci się ten wpis, możesz wesprzeć moją twórczość, stawiając mi wirtualną kawę: https://buycoffee.to/jaroslawbien 😊

Zastępujesz kogoś w pracy i…
Dziś o tym, jak wygląda Twoja praca wtedy, kiedy ktoś z Twoich współpracowników wypada z firmy na dłużej. Mamy okres zimowy. Nikomu tego nie życzę, ale niech to będzie kontuzja podczas zjazdu na nartach. Znamy to. Jakieś kolano, operacja, rehabilitacja, komplikacje itd.
Zaczynam wtedy dopytywać o szczegóły. Wiem, jak ważne dla reszty grupy jest podzielenie się tego rodzaju doświadczeniem. Uczestnicy chcą wiedzieć: czy w ogóle to możliwe, a jeśli tak, to jak to się robi!

Komunikujmy się więcej
Był taki okres w mojej kilkunastoletniej karierze trenera, że szkolenia z komunikacji stały się przestarzałe. Wszyscy mieli ich trochę dość, ale przyszły … smartfony i znowu przestaliśmy ze sobą rozmawiać.

Dystans do pracy
Gdy podczas szkolenia dla menedżerów ktoś z uczestników mówi: “nabrałem(am) dystansu do pracy i już się tak nie przejmuję”, zapada długa cisza.
Zaczynam wtedy dopytywać o szczegóły. Wiem, jak ważne dla reszty grupy jest podzielenie się tego rodzaju doświadczeniem. Uczestnicy chcą wiedzieć: czy w ogóle to możliwe, a jeśli tak, to jak to się robi!

Komunikacja
Na sali szkoleniowej, co do zasady zgadzamy się, że warto rozmawiać. Problem pojawia się wtedy, gdy to MY mamy zacząć jako pierwsi. Czasem wydaje mi się, że nie chcemy, bo boimy się tego, co usłyszymy i tego, że będzie niemiło, przykro i smutno. Nie bardzo wierzymy, że ktoś może powiedzieć nam coś dobrego (o nas).

Jest kryzys? Nie ma szkoleń!
Wiele lat temu przeczytałem, że w przypadku problemów w firmie pierwsze, co robi organizacja, to ucina pieniądze na marketing i szkolenia. O marketingu ciężko mi coś napisać, ale w przypadku szkoleń – mogę potwierdzić.

Bez wdrożenia nie ma super pracownika
Rozmawiam z menedżerem średniego szczebla w firmie X. Osobą, która w oczach zarządu jest jedną z najbardziej utalentowanych w tej firmie. Pracowity, skuteczny, zaangażowany, etc. Generalnie WZÓR. Rozmawiamy o tym, jak wygląda w jego zespołach temat wdrożenia nowych pracowników. Zapada cisza.